Nowinki, rozmowy o postaciach, fan art, opowiadania i wiele innych.
Smoczy Jeździec
Skoro już popadłem w całkowitą obsesję na punkcie serii "Pieśń Lodu i Ognia" muszę podzielić się tu swoimi wrażeniami. Forum i tak puste, bo An zmęczony, a Chinatsa wymknęła się po cichu
Zacznę od tego, że do tej pory niewiele słyszałem na temat tej serii. Po prostu... Sam nie wiem, znałem nazwę, ale nic poza tym. Pewnego wieczoru nudziłem się i zacząłem szukać książki do poczytania, albowiem bez tego ciężko mi egzystować. Wtedy w moje ręce wpadła powieść "Gra o Tron". Stwierdziłem, że skoro już nie mam co robić zobaczę czym się tak wszyscy zachwycają. Prolog nie pociągnął mnie, podobnie jak pierwsze kilka rozdziałów. Nie było przesadnie nudno, po prostu typowe rozpoczęcie cegły jaką jest opowieść na ponad 800 stron. Wszystko zmienia upadek Brana. To był chyba moment, gdy ta seria wlała się mi do serca. Od początku zachwycają mnie postacie. Są wyraziste i do szpiku kości prawdziwe. Początek serii należy do Jona Snow i Aryi Stark, oboje szybko wkupują się w moje łaski podobnie jak cała familia spod znaku wilkora. Dalej fabuła jest już w pełni ciekawa. Uwielbiam całą tą intrygę i sposób w jaki każdy wątek jest cudowanie rozwijany. Co do samego Martina, to mogę powiedzieć, że ma lekkie pióro, bo pokazuje w przystępny sposób wszystko co najważniejsze. Najlepsze jest to jak każda postać musi przemierzyć własną drogę i pokonać własne przeszkody, by w ogóle znaleźć się na starcie tytułowej "Gry o Tron". Martin nie patyczkuje się z czytelnikiem i pokazuje świat jakim jest: pełen krwi, nienawiści i śmierci. Bohaterowie są ludźmi jak ty czy ja. Każdy inny, ale też każdy mający wady i zalety. Każdy ma ludzkie potrzeby. Rzadko zdarza się by nie było postaci czystej jak kropla wody. W tej powieści takiego nie ma. Bo nawet Ned Stark porzuca honor by ratować siebie i rodzinę. Nawet on ma bękarta. I to ogromny atut Martina. Jego postacie ulegają ludzkim namiętnościom i knują przeciw sobie nawzajem. Prawdziwa jazda zaczyna się po stronie 700, gdy główny bohater zostaje ścięty na oczach swych córek. Szok. I to jest kolejny gigantyczny atut. Nie ważne ile naczytasz się spoilerów i tak będziesz w szoku. Tu nikt nie jest bezpieczny, a honor jest karany. Bo ogranicza. Każdy z wątków zasługuje na uwagę, ale ja szczególnie polubiłem historię Catelyn. To na co skazał ją autor jest potworne, a ona i tak dzielnie stawała do walki. Tak podsumowując ten krótki wywód GoT zdobył mnie prawdziwością. Po prostu (dochodzi oczywiście do tego genialna fabuła, świetne postacie i krwawe intrygi).
Taki mały Top postaci:
5. Arya Stark - Za waleczność, za odwagę, za jej urok. Dziewczyna po prostu idzie swoją drogę, nawet ku tragedii.
4. Cersei Lannister - Nie cierpię tej postaci, ale podziwiam jej urok, spryt i wdzięk. Ostatecznie jest tu za cytat "When you play the Game of Thrones you win or you die"
3. Eddard Stark - Za honor. Za to, że był dobrym ojcem i szanował każdego, nawet kogoś kogo mógł nazwać wrogiem. To doprowadziło go do zguby, ale gdyby tego nie zrobił nie byłby sobą. Kochający ojciec i mąż, człowiek szanujący każdego poddanego i jedyny niemal ideał "Gry" - dlatego umarł tak szybko.
2. Jon Snow (Stark) - Różnica między pierwszą 2 jest minimalna, ale ostatecznie Jon ląduje na miejscu 2. Jest uczynny, dobry i honorowy. Jest bękartem i szanuje swój los. Rozumie go. Rozumie czemu odrzuca go Catelyn, kocha swoją rodzinę, ale wie, że nie może być z nimi. Ostatecznie jest też odważny i inteligentny, co czyni go najlepszym z młodej generacji.
1. Catelyn Stark - Nie wiem czy to współczucie, ale jej historia jest tragiczna. Może za to ją uwielbiam. Jest wyważona, ceni honor, ale gdy trzeba potrafi unieść miecz. Jest kochającą matką i żoną, która gotowa była ryzykować życie by ocalić męża, gdy ten zginął nie cierpiała, a pomogła synowi powstać z ruin. Rozumiała dlaczego Jon jest w Winterfell i mimo iż zadbała by nigdy nie wszedł do ich rodziny, potrafiła być mu matką w niektórych momentach. Ceniła rodzinę i to w niej najbardziej cenię.
Offline
Uczeń Akademii
Z trochę innej perspektywy, ale przynajmniej się wypowiem. Przez tyle lat GoT było na pierwszym planie, jeśli ktoś wspominał o książce fantasy lub serialu. Akurat mniej więcej znałem ogólny, a właściwie niezwykle powierzchowny opis. W ten sposób trwałem w przekonaniu, że nie rozumiem, dlaczego ktoś to może czytać/oglądać. Co się wysuwało na pierwszy plan ? Obstawianie, kto następny straci swój łeb, lekko doprawione obrazem kolejnej sceny seksu. Rzeczywiście pasjonujące, do tego coś a la średniowieczny klimat. W końcu nadmiar wolnego czasu sprawił, że obejrzałem pilota. Już nie pamiętam swoich przemyśleń. Zanim się zorientowałem, to już byłem po 4 sezonach. Historia ma absolutnie wszystko, czego może oczekiwać czytelnik/widz. Nie mogę się rozpisywać, lenistwo mi zabrania.
Zróżnicowanie bohaterów, silnie zarysowane osobowości, intryga, charakterystyczna narracja. To definitywnie uniemożliwia mi faworyzowanie. Powiedziałbym tylko, że odmienność Tyriona jest pierwszorzędnym urozmaiceniem. Czarna owieczka swojego rodu, znakomite.
Avatar i podpis ? Są .
Offline
Smoczy Jeździec
Obraz, o którym mówisz jest nawet prawdziwy, ale tylko jeśli patrzeć na to powierzchniowo. Ta historia ma wiele wymiarów i tak jest to pojedynek postaci, rodów, ale i honoru ze sprytem czy po prostu bitwą wartości. Każdy w jakimś stopniu chce zająć tron i można powiedzieć, że każdy ma do tego inną drogę.
Jeśli idzie o postacie, to sam nie wiem co mnie skłania do lubienia/nie lubienia, ale niektórych nie cierpię (Cersei/Joffrey) inne uwielbiam (Catelyn/Jon)
Offline
Smoczy Jeździec
W sumie nie wiem po co to piszę, ale jako, że na Ogniu i Lodzie nie ma podobnego tematu to napiszę tu parę słów, o mojej przygodzie z Pieśnią Lodu i Ognia, jako, że minął już prawie rok od jej rozpoczęcia.
Mimo upływającego czasu, ani na chwilę nie wyszedłem tak naprawdę z Westeros. Owszem, był czas, przed SW, że trochę bardziej mnie intersowała inna rzecz, ale minęło to bardzo szybko. Ogień PLiO rozpalił się na nowo bardzo szybko. Co tak uwielbiam ? Niech mi ktoś wreszcie odpowie, bo ja nie mam pojęcia
Z perspektywy czasu uwielbiam Grę o Tron. Ta powieść ma własny niepowtarzalny klimat. Ten spokój, królestwo w harmonii i gry, które powoli prowadzą do jego upadku. A przecież nachodzi zima. Pierwsze rozdziały są bolesne. Widzimy Aryę i Jona, oglądających walkę Robba i Joffrey'a na drewniane miecze, widzimy szczere rozmowy Neda i Catelyn, wreszcie widzimy podekscytowanego Brana. Każde słowo tych rozdziałów jest słodkie jak dornijskie wino, a wszystko jest tak świetnie zastawioną pułapką. Cat dostaje list od Lysy i zaczyna się gra o tron. Eddard wyjeżdza, Jon również. Starkowie się rozstają. Pozostaje wierzyć, że jeszcze się spotkają, bo cytując bękarta z Winterfell: "Czasami różne drogi prowadzą do tego samego zamku." Początek jest tak stonowany, a mimo to poznajemy już dogłębnie bohaterów, z którymi zwiążemy się jeszcze bardziej później. Wprost kocham pierwszy rozdział Eddarda w Królewskiej Przystani. Te uwagi, które rzuca Littlefinger, to puszczanie oka do czytelnika, który już wie co się zdarzy. W jednej tylko rozmowie jest kilka nawiązań do ściętej głowy i roztopienia się na południu. Dalej akcja toczy się własnym rytmem zajmując czytelnika bez reszty i mogę tylko powiedzieć, że scena śmierci Neda mimo iż "widziana" z głowy Aryi, boli nadal. A minął przecież prawie rok. Starcie Królów jest w mojej opinii nieco gorsze, aż do ostatnich dwustu stron. Myślałem wtedy, że Martin osiągnął szczyt, że nie można szybciej i bardziej satysfacjonująco prowadzić akcji. Od początku Nawałnicy Mieczy GRRM właściwie wzniósł się w niebiosa. Druga część szokuje co drugi rozdział, a Krwawe Gody są czerwonym diamentem w koronie tej książki. Szkoda, że tak bardzo ugrzeczniono je w serialu. Uczta dla Wron nie jest tak szybka i szokująca. Wręcz przeciwnie. Jest wolna i spokojna. Szykuje nas na kolejną rozgrywkę, pokazuje znacznie dokładniej świat i plącze w sieci spisków. Taniec ze Smokami pełen jest szoków, których nie widział i pewnie nie zobaczy już serial. Wichry Zimy... Zapowiadają się tak wyśmienicie, że nie wiem co zrobię kiedy już je dostanę. Pewne jest jedno, akcji będzie znacznie, znacznie więcej.
Nie mogłem się powstrzymać, przed wymieniem tu moich ulubionych rozdziałów, bo niektóre są naprawdę genialne:
5. Daenerys w Domu Nieśmiertelnych (Starcie Królów) - Serialowe wizje Dany są wręcz denne. Gdzie przepowiednie o ogniach, miłościach i zdradach ? Nie ostrzeżenia przed tym co nadejdzie. Nie ma wskazówek. Wreszcie nie puzzli do układanki czym jest Pieśń Lodu i Ognia. Zrezygnowano nawet z jednej z najważniejszych wizji sagi.
4. Catelyn Stark w Bliźniakach (Nawałnica Mieczy) - Ślub, na którym mordują twoich ludzi z perspektywy matki tracącej pierwszego i ostatniego syna. Przeczytałem Krwawe Gody chyba trzy razy i za każdym razem nie mogłem po nich czytać przez kilka dni. Serialowa adaptacja była dobra, a Michelle Fairley doskonała, ale zabrakło histerycznego śmiechu, rozdrapywania sobie twarzy, bębna i walki. Bo ludzie Północy walczyli. Zabrakło szaleństwa i zabrakło brutalnego morderstwa Cat na jednym z Freyów (nie na żonie Waldera).
3. Epilog (Nawałnica Mieczy) - Tego w serialu nie było, pewnie też nie będzie, ale ten fragment uwielbiam i będę uwielbiał po wsze czasy.
2. Jon i bitwa o Mur (Nawałnica Mieczy) - Serialowy atak z dwóch stron nie był w połowie tak spektakularny jak cało rozdziałowe stracie Nocnej Straży z armią Dzikich zza Muru. Martin pokazał, że potrafi pisać genialne opisy, bo bitwę miało się przed oczyma, a z tyłu głowy naszego bohatera były Krwawe Gody. Żal, smutek, ból. A także śmierć Ygritte, żal, smutek, ból. Pozostanie mi tylko zacytować maestra Aemona "Zabij chłopca, Jonie Snow. Zabij chłopca. I pozwól by narodził się mężczyzna."
1. Eddard Stark w lochach (Gra o Tron) - Myśli o rodzinie, zmartwienie o Catelyn, modlitwa do Starych Bogów za Robba, Brana, Aryę, Sansę i Rickona. Wstyd za Jona i myśli o nim. Rozmowa z Varysem, swoiste podsumowanie życia, ciche, spokojne i nadwyraz piękne. Wszystko to okraszone wciąż żywą jeszcze rozpaczą po śmierci siostry i najmocniejszym cytatem całej sagi "Promise me, Ned."
Co tak cenię w książkach Martina ? Wszystko. Bohaterów z krwi i kości, świat tak szczegółówy jak prawdziwy, opisy, które choć najczęściej proste nie przynudzają, narrację, która pozwala być z bohaterem zawsze i wszędzie, fabułę, nad którą można głowić się godzinami i która potrafi zaskoczyć i zmienić twój odbiór świata o 180 stopni, tajemnicę, którą GRRM dopiero przed nami odkrywa, Starków, którzy choć z pozoru najprostsi, skrywają największe sekrety. Uwielbiam po prostu to, że choć żaden z tomów nie jest w mojej czołówce najlepszych książek przeczytanych w życiu, to wszystkie są tymi, które czytało się najlepiej. Są tymi portalami do Westeros, które zabierają w podróż, o jakiej nikt nie śmiał śnić. Panie Martinie daj już dokładkę. Nachodzi Zima.
Offline